Kraj przyjazny Polakom, kolorowy i z bogatą kulturą. Gruzja zachwyca dziełami natury
i człowieka.
Gdy latem w miasteczku Kazbegi przypieka słońce, ochłodę daje spojrzenie na pobliską górę o podobnej nazwie: Kazbek. Pokryty wiecznymi śniegami gigantyczny masyw wznosi się ponad zielonymi, trawiasto-skalistymi górami tej części Kaukazu. Ten wygasły wulkan o wysokości 5047 m n.p.m. widać dobrze z miasteczka, a wrażenie jest tym większe, że różnica poziomów między miastem a szczytem wynosi ponad 3 tys. metrów. Patrząc z Kazbegi na majestatyczny szczyt, nie można nie zauważyć położonej na pobliskim wzgórzu kamiennej cerkwi z XIV wieku – Cminda Sameba (Świętej Trójcy).
To widok symbol jak w soczewce skupiający wszystko, co najpiękniejsze w Gruzji – górzysty krajobraz i wielowiekową tradycję. Do Kazbegi (oficjalna nazwa to Stepancminda, ale miejscowi wolą tę tradycyjną) przyjeżdżają zarówno alpiniści, ambitnie wybierający się na wielką śnieżną górę, jak też turyści, którzy poprzestają na dotarciu do cerkwi na piechotę lub taksówką. Zresztą nawet bez specjalnego alpinistycznego przygotowania (ale z dobrymi butami) można pójść szlakiem w kierunku Kazbeku i w ciągu kilku godzin dojść do schroniska Alti Hut (na wysokości ok. 3 tys. m n.p.m.), gdzie można zanocować w prawdziwie górskiej atmosferze.
Wojenno-turystyczny szlak
Cerkiew Cminda Sameba to z kolei jeden z wielu dowodów na to, jak dawno i jak mocno zakorzenione jest w Gruzji chrześcijaństwo. Chrzest Gruzji nastąpił już w 337 roku naszej ery, a przyjął go król Mirian, władający Iberią (bynajmniej nie Hiszpanią, tylko krainą na terenie dzisiejszej wschodniej Gruzji). W średniowieczu powstało na terenie całego kraju mnóstwo kamiennych cerkwi, pełniących nierzadko funkcję twierdz obronnych. I to one, nawet dla niewierzących, są skarbem Gruzji. Zwłaszcza latem, gdy kraj ten nękają upały, chłodne wnętrza tych świątyń o grubych murach dają wytchnienie i skłaniają do zadumy.
Aby dotrzeć do stóp Kazbeku z Tbilisi i zobaczyć po drodze różne atrakcje, najlepiej zaplanować sobie cały dzień na podróż z przystankami po tzw. Gruzińskiej Drodze Wojennej. To jeden z najciekawszych szlaków komunikacyjnych w Gruzji, prowadzący z Tbilisi na północ do Kazbegi i dalej do granicy z Rosją. Droga Wojenna została wytyczona w XIX wieku, podczas rosyjskich podbojów Kaukazu, od tego czasu była wciąż utrzymywana w dobrym stanie, a i dziś można nią jeździć cały rok, nawet gdy w jej górskiej części pada śnieg.
Pierwszym przystankiem może być miasto Mcccheta – dawna stolica wspomnianej Iberii, z piękną katedrą Sweti Cchoweli. Kolejnym obowiązkowym przystankiem jest twierdza Anauri z przełomu XVI
i XVII wieku, będącą klasycznym połączeniem obiektów sakralnych i obronnych. Położona jest nad jeziorem Żinwali – wprawdzie sztucznym, ale niezwykle pięknie wypełniającym dolinę rzeki Aragwi. Może przypominać nieco nasz bieszczadzki Zalew Soliński, tyle że jest znacznie potężniejszy.
Kolejnym ważnym przystankiem na Drodze Wojennej powinna być wieś Pasnauri. Nie wszystkie przewodniki i biura turystyczne ja dostrzegają, a przecież działają tu jedne z najlepszych w całej Gruzji restauracji z miejscową kuchnią. Jest tu znacznie taniej niż w lokalach w dużych miastach, a pierożki chinkali czy placki z jajkiem chaczapuri smakują wybornie.
Kto wybierze się do Gruzji zimą, powinien odwiedzić położony na Drodze Wojennej kurort narciarski Gudauri. Oferuje on około 60 km tras, a pokrywa śnieżna utrzymuje się od końca listopada do początku maja.
Ciepła stolica
Oczywiście nie sposób nie wspomnieć o samym Tbilisi – milionowej metropolii z wieloma zabytkami
i innymi atrakcjami. To jedno z najstarszych miast na świecie, ze śladami osadnictwa sprzed pięciu tysięcy lat. Nazwa pochodzi od gruzińskiego przymiotnika „tbili”, czyli „ciepły”, a nawiązuje nieprzypadkowo do ciepłych siarkowych źródeł, które tu biją. Zresztą każdy może z tego ciepła skorzystać w ogólnie dostępnych łaźniach, które są tradycyjną rozrywką dla turysty odwiedzającego gruzińską stolicę.
Nie brakuje atrakcji i dla ducha. Warto się przejść uliczkami najstarszej części miasta, pod wzgórzem z twierdzą Narikala. Sporo tu tradycyjnej drewniano-kamiennej architektury, gdzieniegdzie dobrze zachowanej, a gdzie indziej chylącej się ku ziemi. Dużą popularnością cieszy się handlowy deptak Kote Abkhazi, prowadzący łukiem od ratuszowego placu Wolności do placu Gorgasalego. Po drodze warto odwiedzić liczne winoteki, oferujące najlepsze gatunki gruzińskiego wina. Na południe od placu Gorgasalego znajdziemy wspomniane łaźnie siarkowe, a także wieka różnorodność świątyń: meczet szyicki, kościół ormiański i Wielką Synagogę.
To w tym rejonie zlokalizowana jest katedra Sioni. Dla Gruzinów to najważniejsza świątynia, w której przechowywany jest cenna relikwia – krzyż świętej Nino. Pochodząca z Kapadocji święta według legendy uplotła krzyż z gałązek winorośli, związany puklem włosów. Jego ramiona nie są zupełnie poziome – nieco opadają w dół. I to właśnie takie krzyże można spotkać na świątyniach i przydrożnych kapliczkach w całej Gruzji. Zwykle znak wiary prawosławnej kojarzy się z krzyżem złożonym z belki pionowej, poziomej i ukośnej, ale Gruzini mają swój, pochodzący właśnie od świętej Nino. Miała ona swój udział
w chrystianizacji kraju w IV wieku n. e.
Do wód mineralnych i morskich
Gdy turysta odwiedzający Gruzję ma tylko kilka dni – powyższy program górsko-miejski daje nieco smaku tego kraju. Kto ma więcej czasu na góry – powinien odwiedzić region Swanetia, w pobliżu głównej grani Kaukazu, z dynamicznie rozwijającym się w ostatnich latach kurortem Mestia. Kto woli nieco mniejsze góry, zwane Małym Kaukazem, może wybrać się do położonego bliżej Tbilisi kurortu Borżomi. Nazwa nieprzypadkowo kojarzy się z najsłynniejszą gruzińską wodą mineralną, dostępną także w Polsce – to tu są jej źródła.
Amatorzy wypoczynku nad morzem – i to ciepłym – mogą odwiedzić najbardziej znany gruziński kurort czarnomorski – Batumi. Niżej podpisany tam nie był, ale z wielu źródeł na miejscu słyszał, że panuje tam atmosfera raczej podoba do Las Vegas niż Kołobrzegu. Kto woli wypoczynek nad morzem bez wielkiego blichtru i lansiarskiego klimatu, ma na szczęście alternatywę: plaże w mniejszych nadmorskich miastach Ureki i Kobuleti, gdzie infrastruktura turystyczna też jest bogata. Kiedyś popularnym kurortem było też nadmorskie Suchumi, ale dziś trudno tam wjechać. Suchumi jest stolicą separatystycznej republiki Abchazji, która prawdopodobnie jeszcze długo będzie przyjmowała raczej przybyszów z Rosji niż z reszty świata.
W pobliżu miasta Gori (ok. 90 km za zachód od Tbilisi) warto zobaczyć skalne miasto Uplisciche. To jedna z najcenniejszych pamiątek historycznych Gruzji, przypominająca nieco jordańską Petrę. Wykute w skałach osiedle już w X wieku p. n. e. było potężnym ośrodkiem lokalnej władzy, a istniało do XIV wieku n. e. I choć częściowo pozostałości po nim zniszczyło trzęsienie ziemi w 1920 r., to wciąż można podziwiać jego skalne pieczary.
Muzealny kult jednostki
Samo Gori słynie też z osobliwego muzeum Józefa Stalina. Pochodził on właśnie stąd, a jego kult wciąż jest żywy, mimo ogólnej wiedzy o jego zbrodniach. Dlaczego? Odpowiedź można znaleźć w znakomitej książce Wojciecha Góreckiego „Toast za przodków” (wydawnictwo Czarne, 2010). Autor, polski dyplomata i dziennikarz, cytuje tam ludzi wznoszących za niego toasty: „ten człowiek odwrócił cały porządek świata, a nas, Gruzinów, wyniósł na należny nam poziom”.
Przymykając oko na te narodowe słabości do rodaka dyktatora, warto jednak z Gruzinem się zaprzyjaźnić, skorzystać z zaproszenia do domu, napić się wina. Bo Polacy cieszą się tam wielką sympatią. I choć ani Gruzini, ani Polacy ostatnio nie żywią ciepłych uczuć do wspólnego wielkiego sąsiada, to jednak jego język – rosyjski – bardzo pomaga w nawiązaniu kontaktu. Ot, jeden z południowokaukaskich paradoksów.
Paweł Rochowicz
Sledź nas na: